niedziela, 31 lipca 2011

co robią dziewczyny gdy nie ma Taty w domu...

... a na dworze dalej leje :




jako komentarz mogę jedynie wyrazić zaniepokojenie, że moje dziecko najczęściej wybiera kredkę koloru brązowego.

katar

sobota upłynęła pod znakiem kataru. Chyba nas przewiało w drodze po rogaliki na śniadanie :( ciągle wieje i pada, takiego lipca to już chyba dawno nie było. Mamy nadzieję że to tylko katar i że Olgierd - który wpadł z wizytą- się nie zarazi bo jedzie do dziadków na tydzień. Kurowałyśmy się kompotem z porzeczek i wiśni z dodatkiem soku malinowego. oraz Piękną i Bestią :)  Był również Wujek Kotki po bajki dla Szymusia, który niestety dalej leży w szpitalu - trzymamy za niego mocno kciuki, żeby jak najszybciej wypędził bakterie i wrócił do domu.

dzień prezentów

piątek  również był dniem prezentów - najpierw nowa bluzka od Babci Jasi a później nowa szczoteczka do zębów wraz z pastą i shrekiem - który od dzisiaj ma pilnować regularnego mycia. jakoś nie jest to ulubiona czynność Helenki ;) Do tego nowe prześcieradło z Kubusiem Puchatkiem i Prosiaczkiem i pełnia szczęścia gotowa.

po przerwie

no była przerwa, ale mała więc mam nadzieję że szybko wybaczycie :)
tydzień upłynął nam szybciutko, głównym wydarzeniem była niespodzianka od Cioci Ewci, którą przyniósł pan listonosz :) Helenka była zachwycona już samą paczką, odpakowywaniem i składaniem - jak sie okazało - super domkonamiotu. od razu przeniesione zostały tam naczynia i warzywa, z których to Lusia gotowała obiad. czasowo pomieszkuje tam również Kofi, która zajmuje miejsce na środku rozłożonego wewnątrz koca i spokojnie zasypia. tak więc dla każdego coś dobrego :)


wtorek, 26 lipca 2011

imieniny Babci Ani

Na sobotę został zaplanowany imieninowy obiad u Babci Ani , więc z samego rana Helenka z Rodzicami wyruszyła w podróż  na wieś :)

Później pojechała z rodzicami i Babcią na spacer do parku i do mieszkania swojej Prababci imienniczki a w domu zostałam ja  ( czyli Ciocia Ewcia :) ) z  dziadkiem i przygotowywałam przyjęcie.

 













Największą atrakcją była chyba ciociababcia Basia, która buszowała z Helenką po ogrodzie ;) ... i zabawa w chowanego za firanką ...

Babcia dostała prezent , po który byłyśmy wszystkie trzy ,w środę przy okazji wypadu na lody ;) i była zachwycona :)

piątek, 22 lipca 2011

Norwegia :(

łączymy się z Norwegią w smutku po strasznych zamachach w Oslo i na wyspie Utoya. 

czwartek, 21 lipca 2011

co się robi w domu gdy na dworze leje cały dzień...

... buduje się domek z kartonu, a właściwie tylko podłogę i jedną ścianę z okienkiem :) Później okleja się ją naklejkami świnki peppy. buduje się domek z klocków. samochód. wieże. lokomotywę. Idzie się do piwnicy na poszukiwanie ostatniego z ostatnich kompotów. I materiału zielonego w kropki, bo a nuż mama zdecyduje się jednak uszyć sukienkę dla córki. Przegląda się płyty Taty w poszukiwaniu tej pasującej do deszczu. Podkrada się z szuflady misie haribo. Zajada się klopsikami, po to by w połowie zmienić zdanie i jednak stwierdzić że są bleee.Czyta się książeczki - oczywiście o Eli. Goni się koty. Ogląda Buzza i Chudego jak ratują się nawzajem. Czeka sie na Tatę z utęsknieniem. Koloruje się nowe kolorowanki.
jutro też ma padać. nic a nic się tym nie przejmujemy. i pozdrawiamy Was słonecznie.



środa, 20 lipca 2011

lody

Ciocia Ewcia zrobiła nam dziś niespodziankę i wpadła jak burza - i z burzą :) - i zabrała nas na lody. oraz po prezent imieninowy dla Babci Ani. ale nie mozemy powiedzieć jaki, bo Babcia Ania też czyta naszego bloga :)
Helence bardzo się wycieczka podobała i z chęcią lansowała się w swoich kaloszach. a później z lubością wchodziła w nich do wszystkich kałuż na podwórku i wrzucała kamyki, żeby zobaczyć jak chlupią.



wtorek, 19 lipca 2011

zmiany

moje dziecko takie już jest dorosłe! nie mogę w to uwierzyć- że nie mam już dzidziusia :( i trochę mi przykro - choć Helenka każdego dnia zachwyca tym jak wiele rozumie i jak sobie radzi w różnych sytuacjach.
wyjęliśmy jej szczebelki z łóżeczka ( ale wkładam jeszcze z powrotem gdy idzie spać ) i jest tym zachwycona - że w każdej chwili może sobie tam wejść, włożyć lub wyjąć misie, kocyk, poduszkę.
do tego  urosły jej włosy i -choć miałam ochotę podciąć jej wszystkie - podcięłam  tylko grzywkę. wygląda przez to jeszcze doroślej.
i zachwyca się bolkiem i lolkiem!


niedziela, 17 lipca 2011

dziesiąte urodziny Jagi

jednak pojechaliśmy. gorączka się już nie pojawiła, Luśka szalała od rana, nie było sensu jej trzymać w domu i odmówić takich szaleństw - picia szampana, lizaków, zabaw z dzieciakami, niesienia tortu razem z Ciocią, czytania książeczek na trawie i kiełbasek z grilla :)







sobota, 16 lipca 2011

migdałki

wczoraj w nocy Helenka obudziła się gorąca jak węgielek. miała 39 stopni gorączki która nie chciała zejść a  z rana było podobnie. Mama myślała że to efekt chodzenia na bosaka w piaskownicy i że samo przejdzie, ale Babcia Ania ją nastraszyła . Tata w pracy, mama bez samochodu * - na szczęście wujek Koti nas uratował i zawiózł do lekarza, zdążyłyśmy rzutem na taśmę :)
Pani doktor niestety nie miała dobrych wieści - zapalenie migdałków i antybiotyk na 7 dni. kaszana. ale Helenka wygląda jakby diagnoza jej nie dotyczyła. gorączki już nie ma, śpi spokojnie, jest pełna energii - zapalenie migdałków? nie moje :)  mieliśmy jechać do Babci Ani i do Jagi ale wszystko przełożyliśmy - chyba niepotrzebnie ?

*bez komentarzy proszę

poniedziałek, 11 lipca 2011

poszukiwaczka złota


niejadek?


scenka z weekendu :
Helenko co zjesz na śniadanie? jajecznicę?
nie
omleta?
nie
chlebek? ( musi być suchy, broń boże z masłem! ) budyń?
nie
banana?
nie
twaróg, mleko, wędlina nie wchodzą w grę.
idziemy do sklepu, Lusi bardzo podobają się kuleczki - borówki. kupujemy, do tego jogurt nat., rogaliki brzoskwinię i serek waniliowy homogenizowany na próbę. ponieważ dzień wcześniej mała wypiła jogurt pitny z buteleczki i bardzo jej smakował, mama postanawia podstępem zrobić własny jogurt owocowy - i wlewa do butelki po tym wczorajszym. śniadanko wygląda więc smakowicie.
na rogala jednak nie ma ochoty, borówki po wzięciu w palce okazuja się zbyt obślizgłe aby nadawały sie do zjedzenia, przy próbie karmienia prawie na siłę serkiem omal nie wymiotuje. jogurt? zapomnij matko! spojrzenie wystarczyło aby stwierdzić że nie jest to ten odpowiedni.
jest godzina 9 a dziecko nic nie jadło. matka w rozpaczy. w akcie desperacji postanawiamy iść na podwórko razem z wałówką i zrobic sobie piknik - co czasem daje jakiś rezultat. pakujemy więc wszystko na wózeczek, łącznie z misiem i ekspedycja wyrusza. próby wsunięcia niby przypadkiem czegokolwiek do buzi spęłzają na niczym. dziecko radośnie buduje babki z piasku.
rozmawiam z Sister przez telefon i mówię jaka sytuacja. i że juz brak mi pomysłów. Sister pyta - a parówki?
hm, o parówki nie pytałam. jestem antyparówkowa. inaczej niz moja córka. więc mając na uwadze pusty brzuch mojego dziecka, który naprawdopodobniej zostanie taki do obiadu, pytam - Lusiu a może kupimy parówkę?
co robi Luśka? krzyczy głośno "taaaaak" , rzuca łopatkę i po błyskawicznym wyskoczeniu z piaskownicy pędzi w stronę sklepu.
zjadła trzy.

środa, 6 lipca 2011

zmiana banana :)

...czyli pogody :) dzisiaj upał zupełnie nas zaskoczył.
musiałyśmy sobie radzić podwinięciem rękawów, spodni i zdjęciem skarpetek :)


z Wiką - prawie jak na plaży :)

poniedziałek, 4 lipca 2011

dalej leje

udało nam się tylko tak jak wczoraj -  iść na krótki spacer po osiedlu. ale Luśka prze szczęśliwa - mama, tata, spacer, kałuże i biszkopty. czego chcieć więcej :)


niedziela, 3 lipca 2011

ale niedziela

matko, czy u Was też tak leje???? no ileż można! brrrr
dzisiaj, gdy Tata miał dyżur na wstawanie, Luśka postanowiła obudzić się -nie o 5.25, tak jak zawsze gdy wstaje z mamą - ale o godzinie 8.
słownie : ÓSMEJ!! tak jest, życie jest niesprawiedliwe :)
i znowu do zoo nie pójdziemy

sobota, 2 lipca 2011

domowa sobota

podczas gdy rodzice sprzątali, córcia postanowiła odpocząć. zrobiła sobie rogalikowego loda ( do kubeczka włożyła polowe rogalika ) i oparta o poduszki  powoli go podgryzała.



po tym jak uparła się że absolutnie sama zje pomidorówkę, należało niestety zmienić ubranie (miska z zupą została opróżniona do połowy).
ale nie ma tego złego gdyż z chęcią pozowała w nowej sukience, a na prośbę : "uśmiechnij się" - robiła takie miny :
 poza tym uczyła się zakładać sama kapcie oraz usiłowała wyrwać mamie aparat - podskakując słownie
( czyli podnosząc się na palcach mówiąc hop hop), zapewne w celu zrobienia lepszych zdjęć.


córeczka tatusia

znowu pada i znowu nie dotarliśmy do zoo :(  w czwartek wylądowaliśmy w ikea w kulkach i na klopsikach, a w piątek u Babci Jasi załapaliśmy się na pierogi. i to dwa rodzaje - z jagodami i kaszą gryczaną. mniam, obie wersje wyborne.
a córeczka  nie odstępuje Taty na krok


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...